Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/534

Ta strona została skorygowana.

słomiane łaty zjawiły się na dachu, w oknach papier i łuczywo, a w dziedzińcu, że był wielki, Żyd posiał kapustę i cebulę.
Nabywszy nową majętność, złożywszy, co miał, w banku, pan Słodkiewicz pomyślał o wyborze dozgonnej towarzyszki życia. Zamierzał sobie być protoplastą rodu i, na złość Smolińskiemu, który hrabiankę uważał za rzecz niedostępną, wyszukał sobie księżniczki.
Tak jest: ni mniej, ni więcej.
Obok, w małej wioseczce, żył stary już z kniaziów tatarskich pochodzący szlachcic, którego papiery dowodziły, że miał prawo do mitry, ale jej nie używał, bo za ciężka była na jego głowę. Był on posiadaczem czterech chłopów i tak dalece podupadł, że pan sędzia, zamierzając się żenić z jego córką, i sam wywody te popierać musiał, i wyprawę kupował. Wziął hożą dziewuchę, choć z tytułem, ale taką jak sam gospodynię, bo trafiło się u owych książąt, że panna sama wieprzom jeść nosiła. Gospodarzyli zawzięcie i szło im bardzo szczęśliwie, tylko miłostki pana Piotra, w które się puścił znów w rok po ślubie, zatruwały trochę spokój domowy i chmurami okrywały niebo małżeńskie. Pani była zazdrosna, pan niebardzo na to zważał: kłócili się, godzili i dźwigali ciężar życia, wzdychając oboje.
Smoliński wyszedł także na obywatela i, kupiwszy wieś, inaczej nie mówił o hrabi, jak: — stary mój przyjaciel Dendera.
Marszałek Farurej ożenił się z piękną ową Haliną i, wkrótce potem owdowiawszy, wyjechał do Paryża, którego loretki zostawiły w sercu jego i kieszeni niezatarte pamiątki. Po drodze próbowała go łapać Cesia, jakby nie pamiętając i wspaniale przebaczając winy przeszłości; ale stary zalotnik drugi raz nie dał się pociągnąć: ukłonił się, uśmiechnął i pojechał dalej.
Naostatek pozostaje nam jeszcze mówić o Wacła-