Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

zbytki, bogactwo, próżnowanie, błyskotliwe znaczenie u świata, hołdy ludzi, a swobodę dostatków.
Cesia nie miała w sobie zarodu namiętności gwałtownych, ale, choć potłumione, były w niej instynkty żywotne; w innem ognisku postawiona, wychowana w innej sferze, byłaby się wykształciła inaczej. Lecz mogłaż wyrosnąć żywą i naiwną dziewczynką wśród sznurówek, które na nią kładły obyczaje domu i charaktery otaczających? Dusza jest jak światło: odbija się i mnoży, spotęgowuje, gdy ją otaczający odbijają; w kirem osnutem kole świeci blado i przygasa.
Smutne było jej życie: do nikogo pomówić, z nikim się zbracić. Zrzadka rówieśnice jej, panienki, jak ona młode, ukazywały się w Denderowie i to na krótko; matka sam na sam prawie do niej nie mówiła, ojciec całował w czoło tylko przy gościach i to gdy ich było wielu. Zabraniano jej związków z cokolwiek niższymi, przyjaźni tak potrzebnych młodości i niewinnych nawet stosunków z rówieśnicami. Wysznurowana tylko Angielka, przedtem guwernantka, dziś dama do towarzystwa jej dodana, która dobywała u nas do czasu zebrania tysiąca pięćset dukatów, by z niemi powrócić do Anglji i otworzyć sklepik w City, niewiele do uczennicy się przywiązująca, jak uczennica do niej, obojętna na wszystko, co się wkoło niej działo, najbliżej była Cesi i najantypatyczniejsza dla niej.
Wacław był od roku pobytu w Denderowie nauczycielem muzyki hrabianki, ale przez dumę, przez uczucie tego, co był winien domowi dobroczyńcy, ani śmiałby podnieść oczu na uczennicę swoją. Ona pierwsza z nudów może, może z uczucia jakiego, może z ciekawości zatopiła wzrok, pełen zagadnień, w głębię łez pełnych oczu Wacława. Iskra to była budząca życie, choć sama go w sobie nie miała. Cesia próbowała, jak młody myśliwiec, trafności swych strzałów. Wacław nic nie pokazał po sobie, ale w nim burza zawrzała. Burza ta grzmiała na dnie tylko jego serca. Cesię gniewała nieczułość młodzieńca: podwajała rzutów