Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/62

Ta strona została skorygowana.

hrabia niedarmo jeździł zagranicę, głowa tęga! — A drudzy: — Stary, to pan całą gębą!
Trzeba wiedzieć, że u nas za tęgą głowę uchodzi, kto śmiało bredzi; a za pana, kto o swej procedencji gardłuje.
Wreszcie, rzuciwszy syna wśród grona pilnych słuchaczy, Zygmunt-August odszedł ku gościom i spotkał nagle między nimi znajomego nam Jacka Kurdesza, który, dość przepłoszony i obcy, błądził w tym tłumie jak widmo, ze swą wygoloną głową, konfederatką na szabelce, w kontuszu na wyloty, żupanie atłasowym, pasie lamowym i z wąsem jak mleko białym.
— A, kochanego rotmistrza!
— Nóżki całuję JW. hrabiego, — odparł szlachcic, schylając się — nóżki całuję. Pozwolisz mi JW. pan złożyć sobie najszczersze, z powodu tego dnia uroczystego, życzenia i podziękować za ten honor, jaki mojemu ubogiemu domkowi uczynił syn JW. pana, nawiedzając szlachcica w jego chacie.
Dendera nadzwyczaj serdecznie wyściskał rotmistrza, który go wciąż w ramię całował i niemal za kolana chwytał; potem, uprowadziwszy go trochę nabok, rzekł:
— A co? nie potrzebujesz czasem swojego kapitaliku?
— Jeszczeż to do terminu daleko, JW. panie — rzekł szlachcic, nie dając poznać po sobie intencji.
— Ale ja potrzebowałbym wiedzieć wcześniej, sumka nieszpetna, rotmistrzu!
— E! o tem potem — odparł szlachcic pokornie. — Nie mieszajmy jubilacji dnia tego tak uroczystego rozmową o interesach. JW. pan pozwolisz to odłożyć do powolniejszej chwili.
— A! jak chcesz — rzekł hrabia grzecznie, trochę jednak zmieszany, bo się spodziewał, wedle zwyczaju, innej wcale odpowiedzi i prośby, ażeby kapitał zatrzymał jak najdłużej. Kolnęło go to odłożenie niemiło, a czoło jeszcze się posępniej zachmurzyło.