Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/68

Ta strona została skorygowana.

— Jesteś pan potworą! — rzuciła hrabina ze złością niepohamowaną. — Potworą niegodną, by cię ziemia nosiła!
Chére comtesse, on commence à nous observer! — odpowiedział zimno hrabia. — Nous ferons bien de passer au salon.
To mówiąc, podał jej rękę, wdzięcznie się pochylając: a że był u drzwi samych, musiała ją przyjąć i tak z niezmiernemi pokłonami, uśmiechami, komplementami i synowskiem poszanowaniem odprowadził ją, buchającą gniewem, a wywdzięczoną napozór, do porzuconego przed chwilą krzesła.
W kwadrans potem, pod pozorem bólu głowy, pani hrabina Czeremowa odeszła do swych pokojów, pontyfikalnie znowu przez niego odprowadzana aż do drzwi. Ból głowy! Ileż to ten ból głowy nie pokrywa dramatów, kończących się nim i rozpoczynających, ile tajemnic, ile grzechów! Co to za skarb drogi niewidoczna choroba, którą wziąć można i zrzucić z siebie, ile razy potrzeba!
Zaledwie powrócił do salonu, rzekłbyś, że to był dzień feralny: służący szepnął na ucho hrabiemu, że w bocznym pokoju czeka na niego z pilnym interesem Smoliński. Złą to jest prawie zawsze wróżbą, gdy kto do kogo przychodzi z papierem w ręku: rzadko papier zwiastuje dobrą nowinę, bo dobre wieści w życiu człowieka nieliczne, najczęściej ta karta tajemnicze niesie kłopoty, frasunki, przypadek, nieszczęście, zawikłanie jakieś, jeśli nie cios nieuleczony.
Hrabia, postrzegłszy Smolińskiego, który go w tym dniu i godzinie tak pilnie wzywał, stojącego z papierem w ręku, pobladł i prawie gniewnie zawołał:
— Przecież wiesz, jak dziś jestem zajęty. Mogłeś z tem poczekać do jutra rana.
— Ani godziny! — rzekł Smoliński posępnie.
— Cóż to jest?
— A cóż ma być: naturalnie nieszczęście.
Hrabia zadrżał i stracił gniew i przytomność. Je-