wałem dotąd atłasowej sukni, koronek i pachnideł, żebym się mógł zakochać; dla mnie ideał musiał być strojny, musiał być sfrancuziały, musiał być z mojego świata; nie poglądałem nawet na szlachcianki, bo czerwone ręce i ogorzała twarz...
— Alboż myślisz, że moja tak wygląda! — zakrzyknął Sylwan. — Rączka jak z marmuru...
— Tem gorzej! Słuchaj dalej. Słyszałem o niejednej podobnej przygodzie, zawsze się one smutnie kończą. W naszych salonach równa gra: te panie wiedzą doskonale i znają, z czem do nich przychodzim, nie rachują na nas więcej, niż należy. Gdzie indziej, w sferze niższej, twoja miłość wywoła zaraz marzenia ślubu i dozgonnych węzłów. Gra nierówna. Będziesz zdrajcą, a być zdrajcą zawsze nieciekawa. Miłość zaś, kończąca się trywjalnie, krzykliwie, wrzaskliwie, gorsząco, nic potem! Parafjańszczyzna!
— Ty bo, Karolu, myślisz widzę, że ja nie mam sumienia, żebym uwiódł i porzucił, bez serca, bez...
— A cóż? Ożeniłbyś się?
— Gdzież znowu! To rzecz inna; ale nie możnaż załagodzić i nagrodzić inaczej?
— Nagrodzić zdradę, zawód taki i spękane serce i życie?
— Bierzesz to ze strony tragicznej, której zwykle podobne związki nie miewają. Mnie się zdaje, że to się dziś nigdzie tak już nie bierze. Frania moja musi dobrze wiedzieć zgóry, że się z nią ożenić nie mogę.
— That is the question. Właśnie może myśleć przeciwnie.
— No, no! Dość tego! Jesteś widzę w humorze przeciwieństwa.
— Przyznam ci się, że czupryna pana Kurdesza nie rokuje mi nic dobrego dla ciebie; a że za kolana ściska, to nic nie dowodzi; palnie cię potem batogami, jak należy, rozciągnąwszy kilimek. Ma więcej dzieci? Ma ona siostry?
— Nie, jednem jedna.
— To jeszcze gorzej!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/75
Ta strona została skorygowana.