płomieniste, zabójcze, jakby pętlę na głowę dzikiego konia, i szybko poszła do pana Karola. Chciała tego pochwycić, ale i pierwszego nie mogła puścić jeszcze. Był jej do dalszych doświadczeń potrzebny.
Córka godna była matki.
Wacław rzucił się w ogród, którego drzewa szumiały posępnie, w dziwnej będąc sprzeczności swą powagą, ciemnością i głuchym szmerem, podobnym do szumu modlitwy w chórze zakonników — z krzykliwą muzyką sali balowej.
Z jednej strony był pałac oświetlony, rzęsisto pałający, z którego wszystkiemi otwory wyrywało się światło, wonie, dźwięki! Z drugiej ogród ciemny, pusty, tajemniczy, smutny, niebo czarne, księżyc blady i natura, wielki ów obraz tysiąckroć widziany, tysiąc razy nowy.
Wacław czuł tę potężną sprzeczność dwóch światów, dwóch żywotów, sercem poety i oderwał się na chwilę od siebie, tonąc w myśli odtworzenia muzykalnego tej wielkiej i pięknej sprzeczności.
— Co za symfonja! — zawołał. — W jej środku moje serce miotane rozpaczą i cierpieniem: w jedną stronę weselne dźwięki obcego mi świata, który na mnie nie patrzy, który mnie odpycha, który mnie zaledwie darzy litością; z drugiej cicha natura, spokój, pieśń słowika, kochanka i ojca, szum drzew, mruczenie wody, daleka pieśń pastusza, daleki hymn pobożny i głosy pustyni, stokroć powabniejsze od gwarów piekielnego ich wesela. Ta cisza obwija mnie, utula i kołysze, jak matka. Lecz na to potrzebaby Beethovena z jego genjuszem młodym, symfonji pasterskiej i heroicznej, z jego myślą wieszczą, z potęgą w jej oddaniu, z uczuciem owładnionem, podbitem i posłusznem, któreby lało się w formy mu wystawione, całe, pełne, silne. Weber tylko, tylko Beethoven dokazaliby tego. Berlioz stworzyłby harmonijny chaos — ja — śmieszność.
I usiadł zdaleka dumać: a obraz pięknej Cesi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/81
Ta strona została skorygowana.