Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

co można, żeby dostać jak najwięcej, a wydać jak najmniej pieniędzy: to prawo ogólne.
Smoliński się ukłonił, uśmiechnął i wyszedł; hrabia, wpół ubrany, drzemiący trochę ze znużenia, upadł na sofę.
Około południa kocz jego upakowany leciał już pocztowym gościńcem do gubernjalnego miasta.


Sylwan kierował się w brzezinę, w której raz pierwszy spotkał Franię, ale teraz sam już bez Janka. Kurdesz tymczasem, odebrawszy procent i wedle zwyczaju ofiar o wdawszy Smolińskiemu źrebaczka (bo co rok coś mu dać było potrzeba przy odebraniu procentu), odjechał do domu, niebardzo się troszcząc o podniesienie kapitału.
Na pierwszy raz nikogo nie zastał młody hrabia w brzezinie, do Wulki należącej, i daremnie parę razy przez nią przejechał; ale Frania nalegała dnia tego na Brzozowską, żeby pójść na grzyby i ból tylko w nodze poczciwej towarzyszki przeszkodził do uprojektowanej już przechadzki.
Sylwan pojechał z chartami, znudził się i powrócił do domu w kwaśnym humorze, przysięgając sobie, że nigdy już więcej nie pojedzie, powtarzając nieustannie, że ta niewdzięczna dziewczyna niewarta jest jego zabiegów.
Ale we trzy dni znowu na gniadej angielce swej ruszał do brzeziny sam jeden. Los, który chętnie płata ludziom figle i często im też robi przysłużki, które figlami pachną, chciał, by tego dnia Frania z Agatą tylko i Horpyną poszła sama na grzyby, właśnie ku drodze od Denderowa. Dziewczęta puściły się w las nieopodal od drożyny, a Frania, na wywale usiadłszy, odpoczywała zarumieniona, gdy Sylwan ukazał się na ładnym swym koniu. Uśmiechnął się nieznacznie, gdy ją zobaczył, ona się strwożyła, choć nie przysiągłbym, że marzyła, iż przyjechać powinien.