Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

widziano go z Wulki i rotmistrz uśmiechał się pod wąsem; w piątek nawet wysłał chłopaka, żeby go spytał, czy nie zabłądził. Skorzystał z tego hrabia i, dawszy mu dwa złote, chciał się dowiedzieć, czy kto we dworze nie chory; ale parobek zaręczył, że wszyscy zdrowi jak ryby. Hrabiątko kwaśne pojechało do domu.
W niedzielę Frania z Brzozosią krytą bryką staroświecką, z parobkiem w nowej świtce na koźle, pojechały do kościoła. Kurdesz został w domu, domyślając się, że tam się z niemi Sylwan spotka. Prorokowała to i Brzozosią, a Frania nie bez ciekawości, wchodząc, rzuciła okiem po kościele. Hrabia stał za ławkami, ukłonił się jej nieznacznie i już go nie postrzegły, aż wychodząc dopiero. Spotkał je u drzwi. Brzozosią drżała z niespokojności i zarzuciła go zaraz pytaniami, uśmiechami, bijąc łokciem w bok Franię, ile tylko miała siły.
Frania ze spokojem dziewiczym odpowiedziała mu swobodnie na kilka zapytań, wesoło, raźnie uśmiechając się i poglądając, a odżywiając się tak zręcznie i tak szczerze razem, że paniczowi przygotowane frazy na ustach zamarły. Najgorzej strapiło go to, że Frania nagłos mu powiedziała:
— Mój ojciec bardzo żałował, że się we wiórek z panem hrabią nie spotkał: chciał go prosić na podwieczorek.
— Co u licha! — rzekł w duchu. — Albo to zdrada, albo nadzwyczajna powolność. Więc zaraz mu o mnie powiedziała!
Trochę złego humoru napędziła mu ta wiadomość i podrażniła go niewymownie, gdy ją wziął na rozwagę; w dodatku, wobec wszystkich dystyngowanych osób sąsiedztwa, z łaski Brzozosi, która go bez ceremonji zatrzymała, musiał z niemi pozostać długą chwilę w przedsionku kościelnym, w towarzystwie dwóch niepocześnie ubranych szlachcianek, z których jedna miała minę fasy z rozwieszonem na niej odzieniem i nastrzępiona była w sposób bardzo śmieszny.