zajechawszy szumno i głośno, obiecując wiele ze swéj znajomości kraju polskiego, na który rad był prowadzić wojska sułtańskie, gdy rozpatrzył się, iż go wielki wezyr niechętnie słucha i ni tém ni owém zbywa, a o łamaniu traktatów wcale nie myślą i gdy sprzedać się nie potrafił, bo mu nawet zbisurmanienia nie projektowano; zakręcił się i nazad powrócił. Zajątrzony przeciwko Polsce, w któréj był gościnnie i ludzko ale z niejaką nieufnością i ostróżnością przyjęty; pojechał nazad do Austryi, a zasłyszawszy o nowym królu szwedzkim i abdykacyi Krystyny, rzucił się tam dmuchać wojnę. Można sobie wyobrazić jak go tu mile przyjęto, gdy się zetknął z zaciętym panem podkanclerzym; poznali się, zrozumieli, ocenili i pojęli zaraz jak jeden drugiemu użytecznym być może. Wejhard już doświadczony potakiwał niezmordowanie Radziejowskiemu, Radziejowski wynosił pod niebiosa Wejharda, a Karol Gustaw wychodząc na Polskę wziął go z sobą i dał mu nad jednym oddziałem dowództwo.
„Umysł żywy, ładna wymowa, dworski polor, ochotne przyjaźni zawieranie, zręczność wprowadzeniu powierzonych mu spraw, a nadewszystko niechęć i wzgarda ku Polsce (piszą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.