Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Nazajutrz, zaledwie ranek posępny po dżdżystéj nocy, okolicę rozświecił; z dziwnemi uczuciami zawiedzionych nadziei, niecierpliwości, gniewu, powstał z obozowego łoża Wrzeszczewic i spójrzał okiem posępném na mury twierdzy niedaleko się wznoszące. Stały one ludem nie okryte, na oko bezbronne, nie najeżone orężem, nie ożywione żadnym ruchem, ze swą wysoką wieżycą, z niememi jeszcze basztami przeciwko Szwedom, którzy lekce sobie ważąc niewielką twierdzę, wcześnie się już w myśli rozmieszczali tu i rozgospodarowywali.
Ledwie ocknąwszy się, spytał zaraz Wejhard o posłów klasztornych, a Kaliński poskoczył o-