kładł z groszem u skarbony. Biskup przekazywał swój kielich złoty, ślachcic zawiészał lampę; każdy stroił, ubiérał, bogacił to miejsce, imie swe zapisując dobrodziejstwem. I z tych ofiar tysiącznych wznosił się powoli kościoł, dźwignęły mury klasztorne, wyrosła wieżyca, zabłysły ołtarze, lane ze srébra posągi świętych stanęły orszakiem przy obrazie Bogarodzicy, a skarbiec stał się istotnie skarbcem, bo w nim droższe od klejnotów, gromadziły się pamiątki.
Nie było domu, nie było kościoła, gdziebyś Najświętszéj Panny Częstochowskiéj nie znalazł, a cudami wsławione jéj wizerunki, rozsiane były po całym kraju; w Głogówku na Szląsku, w Sokalu na Rusi, w Topolnie Pruskim, w Uchaniu na Wołyniu, w Oporowie księztwie Łowickiém, we Mstowie, Krakowie, w Neustadt w Austrij, w Rzymie nawet pobożni niemogący dostać się do Częstochowy, znajdowali obrazu świętego Łukasza kopje, równie cudowne jak cyprysowa deska, na której wedle podania, ewangelista w chwili natchnienia odtworzył oblicze Najświętszéj niewiasty. Drobne obrazeczki były wszędzie, w chatach wieśniaków nad łożem ubogiém, na zbroi ślachcica, na pierścieniach kobiét, u mniszych różańców.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.