dobra. Nie taję, że chcę i muszę zająć Częstochowę. Czyż niewiecie jeszcze co się dzieje i co was otacza, dodał z uśmiéchem, poddanie wasze nieuchronne, dziś, jutro, nastąpić musi, taka jest wola Karola Gustawa. Jako protektor klasztoru, jako przyjaciel wasz, muszę strzedz byście w gorsze niepopadli ręce. Spieszyłem, pędziłem, dla waszego dobra tylko...
X. Benedykt osłupiały zamilkł na chwilę.
— Ależ, rzekł powolnie, my wcale nie widziemy konieczności i musu poddania się komukolwiek; mnisi, modlemy się, chwalim Boga, pilnujemy miejsca, które nam powierzone zostało...
— A którego nie obronicie, dorzucił Kaliński. Wejhard wzrokiem nakazał mu milczenie i sam daléj mówił łagodnie.
— Nie tajno wam ojcowie, żem zawsze miał cześć dla świętego miejsca, żem was i zakon wasz miłował szczególnie, żem was wspomagał nawet i wspiérał, o czémbym nie wspomniał, gdyby nie dzisiejsza okoliczność, która mnie to wymienić dla opamiętania waszego zmusza. Bądźcie pewni, że nowe okoliczności wcale starego przyjaciela nie odmieniły. Przychodzę może w postaci wroga, ale w istocie jako przyjaciel i obrońca. Nie lękajcie się, zaufajcie mi, zdajcie natychmiast
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.