Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

klasztór. Czasy dzisiejsze i obrót jaki rzeczy wzięły w całéj Polsce radzą wam to dla spokoju i bezpieczeństwa waszego. Zaręczam wam za całość wszystkiego, nic od was nie żądam, owszem sam jeszcze was wspomódz się będę starał.
— Panie, rzekł xiądz Jaraczewski, dziękujemy ci za te wyrazy, ale my podobno lepiéj z natchnienia Bożego widziemy co czynić nam wypada, zostaw nas losowi.
— Chcecie więc zginąć? za mną sroższa idzie burza, Generał Lejtnant Miller protestant, zmierza tu, nie prosić was, ale opanować siłą zamek: a wiecie co przy zdobyciu umie żołnierz rozjuszony, co może fanatyzmem ikonoklasty natchniony heretyk; ani was, ani miejsca, ani obrazu nawet ocalić nie będzie środka, jeśli nie uczynicie zaraz co radzę. Boję się byście potém z bolem serca nie skarżyli się na mnie, żem was do poddania nie zmusił.
— Na Boga i na wiarę waszą zaklinamy cię panie, przerwał Tomicki, na tę wiarę świętą katolicką, któréj jesteś wyznawcą, zostaw nas w pokoju, nie zmieniaj dawnéj swéj dla klasztoru łaskawości.
To są słowa, odparł żywiéj Hrabia, słów słuchać nie będę, to próżno, idźcie raz jeszcze