i odnieście przeorowi radę moją, powtórzcie mu co powiedziałem i wracajcie z rozkazem otwarcia bram natychmiast: ręczę za całość wszystkiego — ani włos z głowy nie spadnie nikomu — ani słomka jedna z zapasów waszych nie przepadnie — inaczéj, wiecie co was czeka. Idźcie, dodał — idźcie i mówcie stanowczo, lub za nic nie ręczę potém.
Tu pożegnał posłów, ręką wskazując im na drzwi, a zakonnicy wyszli ścigani oczyma w milczeniu smutném i przebywszy znowu szeregi żołnierzy, które śmiechem przeprowadziły ich pod górę, pospieszyli do klasztoru.
U bramy czekali na nich wszyscy ciekawi skutku poselstwa, w maleńkiéj izdebce xiędza furtjana posiadawszy na zydelku. Znaleźli tu Przeora, Zamojskiego, Czarnieckiego, Moszyńskiego i kilku zakonników. Wszyscy niecierpliwie wyglądali wysłanych z powrótem, jeden tylko xiądz Kordecki milczący, ale pogodnego oblicza, najmniéj wzruszony, najspokojniéj, najobojętniéj na oko przyjął przybywających, jakby z góry wiedział co mu przyniosą.
Wnet zarzucono ich gradem pytań, na których mnogość w piérwszéj chwili zamilkli, a gdy się uciszyło nieco, rzekł xiądz Jaraczewski
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.