Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

swojéj, przybędzie w pomoc pobożnym usiłowaniom naszym, odeprze nieprzyjaciół...
Byłby mówił dłużéj, bo ten początek zaledwie za exordium uważać się zdawał, ale mu przerwał xiądz przeor i ślachta przytomna razem; Kordecki uściskiem serdecznym, bracia jednomyślném zgodzeniem się.
— Dzięki Bogu! zawołał po chwili przełożony, wierzycie w pomoc niebieską, wiara nas zbawi! wierząc w opiekę Opatrzności, wymodlemy ją sobie! Słabi na duchu giną tylko i modlitwa ich przestrachu pełna, ziemską bojaźnią przesiękła, niedochodzi do Boga, jako mgła rostaczając się po ziemi. Wierzcie a ujrzycie! Niech serca wasze biją ku Bogu, a Bóg usłyszy ich bicie. A zatém, niéma co dłużéj myśleć i naradzać się, nieście kochani bracia odpowiedz Hrabiemu, w tych co i przedtém słowach.
— A! rzekł pan Moszyński, z tym ptaszkiem, nie można jedném się kontentować, nowego mu co zaśpiewać; zwłóczyć, odkładać.... Czy nie byłoby dobrze naprzykład powiedzieć mu, że gdybyś wasza przewielebność nawet chciał co stanowczego uczynić, musisz się wprzód, stanowiąc o losie klasztoru, odnieść do xiędza prowincjała?
Recte dixisti, potwierdził pan Zamojski,