Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

xiądz Teofil Broniewski na Szląsku w Głogowie, nim się to skomunikuje, zwłoka konieczna, a tymczasem zyska się trochę, i — aby daléj.
— Ha! i to dobre, rzekł przeor, zapewno wszelkiéj broni przeciw takiemu nieprzyjacielowi użyć się godzi; choć Bogiem a prawdą, wiemy dobrze, że xiądz prowincjał, radzić nam poddania się nie będzie.
— Ale forma taka?
— Powiecie więc, rzekł Kordecki do posłów, niech z przyjaciela nie czyni się wrogiem, a resztę złóżcie na prowincjała, chwała Bogu, że daleko i za granicą. Wreście niech was Bóg natchnie, co mówić macie i pobłogosławi.
— Ale ojcowie możeby spoczęli, spytał Czarniecki, albo się posilili, bo u Wejharda nie bardzo suto, myślę, będą przyjęci?
Spójrzeli tylko po sobie księża i ukłonem odmówili, Kordecki kilka słów im jeszcze szepnął i błogosławiąc dodał; — wracajcie rychło, bo najgorsze niebezpieczeństwo niepewność.
Wypuszczono ich znowu furtą, poszli, a Kaliński piérwszy postrzegł, piérwszy zwiastował powrót oczekiwany. Na ten raz nie trzymał ich Wejhard pode drzwiami, otwarto je szeroko, spodziewając się pożądanéj odpowiedzi, ale po twa-