do bramy, z ową daną im kartą, nie więcéj przerażeni pogróżkami, niżeli wprzód ujęci prośbą.
Ledwie ich zobaczono, odryglowano furtę i nim x. Jaraczewski przemówił, już przeor czytał warunki poddania się, z uśmiechem litości.
— Co za zuchwalstwo! rzekł, co za pycha! patrzcie jak wcześnie rozkazuje! Ale Bóg upokorzy dumnych.... Czytajcie panie Mieczniku....
Zamojski wziął kartę z rąk Kordeckiego i czytał warunki, które były istotnie surowsze, niżeli się można było spodziewać: roskazywał poddać zaraz Jasnę-Górę Karolowi Gustawowi i uznać go najwyższym protektorem (taki tytuł przybierał wcześnie, nimby się Królem Polskim ogłosił); wymagał od zakonników przysięgi wierności i zaparcia się wszelkich stosunków z Janem Kazimierzem; uznania Wejharda dowódzcą twierdzy i złożenia przysięgi jemu i jego podwładnym; przyjęcia załogi Szwedzkiéj, któréj nadal już powiększać nie miano; zdania dział, prochów i amunicij Hrabiemu, nic nie tając pod karą śmierci; ukazania chodów podziemnych i kryjówek wszelkich: rozpuszczenia ludzi; a w dodatku (tu okazywała się jawnie chciwość Wejharda) żądał opłaty pewnéj summy dla siebie i Millera.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.