rowi, to ubogiemu ludowi jego włości; to wszystko przedstawiało się umysłowi przeora i walczyło w nim jeszcze, lecz silniéj nad wszelki postrach mówił głos wewnętrzny, który mu powtarzał: Walcz, a zwyciężysz.
Na wezwanie dzwonka zeszli się ojcowie, tak spokojni, jak gdyby jeszcze nie widziano nieprzyjaciela i niewiedziano o nim; twarze ich nie okazywały bojaźni, więcéj z nich tchnęło męztwo pogodne i zapał pobożny, niż przestrach i zwątpienie; z jednego wejrzenia zdanie ich wyczytał xiądz Kordecki. Wszakże, gdy zasiedli i odśpiéwali
Przybądź Duchu Stworzycielu...
począł do nich mówić powolnie, wszystko im przedstawiając co było za i przeciw obronie Częstochowéj, i tak zakończył:
— Teraz zdania waszego czekam bracia, każdy niech zbierze ducha, westchnie do Boga, wyrzecze to co mu natchnie. Zdejmiecie wielki ciężar z ramion moich.
Najpierwszym znowu odezwał się ojciec Mielecki.
— Będziemy pod opieką Bożą bronić się ojcze, i umrzemy godni się chcąc okazać stanowiska, które nam powierzono na straży świętości. Nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.