Jasnéj-Górze pokutnica radabym zawsze miejscu świętemu służyć: jeśli każecie, własną siedzibę gotowam podpalić, tylko powiedzcie słówko.
Spojrzeli po sobie.
— Nie bójcież się, xiądz Przeor mnie zna, jestem sługa Matki Boskiéj, zrobię jak należy, podpalę na cztéry rogi, jak mieszczanie zobaczą, no, to przynajmniéj na nikogo prócz mnie płakać i narzekać nie będą. Powiedzą: warjatka! przyszło jéj coś do głowy i podpaliła.
— A możnaż jéj do tego użyć? — spytał Czarniecki.
— Myślę, że zrobi jak mówi, ochoczo i rostropnie, — rzekł przeor.
Tylko się na mnie spuśćcie, — żywo podchwyciła baba, — ja chcę koniecznie służyć Najświętszéj Pannie i xiężom Paulinom, a niczego się nie boję w świecie, bo życia i za grosz nie mam.
— A zatém, — odezwał się Zamojski, — dziś wieczorem, zróbcie co wam powiedzą, tylko wiatru potrzeba patrzéć, żeby na dachy klasztorne ogniem nie rzuciło.
— Na to ludzi poślemy, — szepnął przeor.
Konstancji już nie było, poleciała piorunem za bramę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.