gdy go pytano czy wpuszczać do twierdzy, odpowiadał:
— Wszystkich bez wyjątku, nikogo nazad.
To rozporządzenie czasu wojny było konieczne; potrzeba było obwarować się takiém zamknieniem, by nieprzyjaciel niewiedział co się działo na Jasnéj Górze, którą tak dumnie zwał kurnikiem.
Miller wyszedłszy późno z obozowiska swego i nie zrobiwszy dnia pierwszego nad dwie mile, gdy go noc jesienna zachwyciła ze słotą i ciemnością nieprzebitą, musiał się przy pierwszéj jaką spotkał zastanowić wioseczce. Była to mała osada, z kliku chatek złożona, któréj niewielki dworek stary panował na wzgórku otoczony ogródkiem. Znać nieprzyjaciel wprzód tu jeszcze nie gościł, bo pozór miała zamieszkany i we dworku się świeciło. Żołnierzom więc kazano koło żydowskiéj gospody we wsi położyć się obozem, i zająć okolicę, rugując z chat wieśniaków. Miller z Wejhardem i Sadowskim popędzili przez grobelkę i błotami otoczoną drogę do dworu.
Niewidzieliśmy dotąd Sadowskiego, który częścią wojsk pod dowództwem Millera zarządzał; musiemy kilka słów o nim powiedzieć.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.