Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

dały z zadziwieniem, ze strachem, malowały się uczucia wytrysłe z tego zetknienia niespodzianego. W oczach krwią zaszłych Millera był gniew i żądza znęcania się, może za to, że on się tułał bez dachu, a oni tu cicho dni pędzili w cieple, ustroniu, dostatku; Wejhard spoglądał na starca i dziewczynę z uśmiéchem rozpustnika, Sadowski westchnął, bo mu przyszła na myśl kędyś w górach lasem osłoniona siedziba rodziców starych i ojciec zgrzybiały i matka i siostrzyce...,
Na twarzy ślachcica wyryła się bojaźń i cierpienie, niepewność i obłąkanie rozpaczy; widać było że pragnął się bronić a czuł bezsilnym i bolał w sercu; wzrok jego spotkał na ścianie stary krzyż czarny i westchnienie z piersi się wyrwało. Na licu ślicznego dziéwczęcia, śmiertelna bladość pokryła wyraz niepokoju i ciekawości; widać było, że całego nierozumiało niebezpieczeństwa i myślała o dziadku, którego ręką objęła; nie o siebie, o niego tylko się troszcząc. Śliczne to było polskie dziéwczę, z niebieskiemi oczyma, z jasnym włosem, z białą twarzyczką podłużną, a takie wysmukłe jak powiewna trzcina, a tak wątłe, że zda się wiatrby ją uniósł swém tchnieniem, i takiego coś miała anielskie-