cica starego miodu nie było? — zapytał Sadowski z przekąsem.
— A tak jest, bo to widzi jwpan, — rzekł powoli sługa rad że się rozgada, — nasz pan miał się kiedyś bardzo dobrze, dwie wioski dziedziczył i nie lada wioski, było wówczas i miodu i wina dostatkiem, ale jak się do nas uwiązał process, wszystko zjadł i myśmy się zostali o jednym dworku, o kilku chatach. Bo to widzi jwpan.... u nas teraz biéda, gdzie tu o miód pytać, kiedy często schnie głowa żeby chléba nie zabrakło... i za to Panu Bogu podziękować jeszcze trzeba.
Sadowski ruszył ramionami i rzekł do Millera:
— Źleśmy się wybrali, panu jenerale, to uboga chata, niewymyślnie nas przyjmą, bo nie mają czém.
Jenerał wciąż klął po swojemu, pomyślawszy jednak, podniósł czarkę z podłogi, i że wolał pić zły miód niż żadnego niemiéć, wrócił skrzywiwszy się do dzbana; ale ponury był, gniewny i oczy mu powoli krwią nabiegały.
— Czemu gospodarz nie przychodzi? — rzekł po trzecim kubku, — cóż to my zwierzęta jakie, że z nami i usiąść w jednéj izbie nie chce; znać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.