— To buntownik! — krzyknął szwed! — he! związać go i do obozu!
— Jenerale! — rzekł Sadowski chwytając go za rękę, — tym sposobem obchodząc się, nie zjednamy sobie Polaków dla sprawy Karola Gustawa.
— Bierz ich djabeł! i bez ich łaski królować on tu będzie.
— Stary, uchodź! — rzekł Sadowski — uchodź i skryj się.
Ruszył się ślachcic, ale mu jenerał drogę zaparł i cisnął go o krzesło, wołając po szwedzku.
— Siedź! hej! ludzi! niech go zwiążą tego buntownika! albo nie, to pij za zdrowie Karola Gustawa.
Wejhard całéj téj scenie przypatrywał się obojętnie, nie mięszając się do niéj; z ławy na któréj siedział, poglądał na dziéweczkę, muskał wąsa, i śmiał się trochę, niewiadomo z Millera złości, czy z kłopotu starca. Na Sadowskim widać było oburzenie i niecierpliwość, bo zębami zgrzytał.
— Uchodź! — powtarzał staremu — uchodź póki czas.
— Wola Boża, — odparł ślachcic, — niech sobie robi ze mną co chce, a ty poczciwy człowiecze, nie daj się pastwić nad biédném mojém
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.