Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Chrytusa, to niepora gawędzić, uwijaj się i jedź.
— Przeznaczenie to widać żebym jeszcze brata przed śmiercią zobaczył, — dodał cicho starzec, — wiecie że mam rodzonego u Paulinów w Częstochowie.
— Tém lepiéj, panie Janie, więc żywo i ruszajcie póki czas.
W półgodziny późniéj wozek stał zaprzężony za ogrodem, stary Jakób powoził, a Lassota z wnuczką usiedli i puścili się manowcami ubocznemi ku Częstochowéj. Kilku żołnierzy polskich przeprowadzili ich daleko za obóz szwedzki.
Miller kazał w izbie nasłać słomy i rozgościł w niéj na nocleg, pewien że rozkazy jego spełnione zostaną, nie pytając już więcéj o gospodarzu. Wejhard i Sadowski układli się przy nim; ale nim do snu poszli, Szwed pozdejmował ze ścian szablę i zbroje Lassoty, popatrzył na nie, poprobował i zabrać ją kazał, krucyfix tylko pozostał.
Wejhard odłożył do rana spełnienie rozkazu względem Lassoty, ale gdy się przebudził o świcie i przypomniał dane polecenie Millera, dowiedział się zarazem, że ślachcic z wnuczką wczoraj jeszcze uszli w nocy.