Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
185

zuty rzec można z ciała, które podbił duszy, ani sobie ani drugim nie przebaczał. Ale surowość jego była ojcowską i łagodną, nikogo miléj i serdeczniéj nad niego nie słuchano; bo proroczém wejrzeniem zawrze zajrzał w głąb człowieka i uczucie a myśl skłonniejsze ku światu, wnet jak czujny ogrodnik gałąź pochyloną, czujną podnosił ręką.
W miarę jak się zbliżali Szwedzi, szły razem z zapałem i pospiechem dopełniane przygotowania obrony, wspierane gorącą modlitwą. Długie godziny pobożnego zachwytu, usposabiały ludzi do poświęceń, wznosiły ich ponad ziemię i marne rachuby zacierały w ich oczach. Wszystko potężniało i rosło w ołzawioném wejrzeniu pobożnych... a strach odlatywał jak dym wlokąc się po ziemi. Pomimo tego potrzeba było największéj pilności, czuwania i pracy nieustannéj, by utrzymać męztwo, trzódce zebranéj bojaźnią, spędzonéj postrachem; ślachta, mieszczanie, przybylcy sieli popłoch co godzina nowy, a przeor codziennie chwast ten z serc wyrywać musiał.
We Środę, dnia siedmnastego Listopada ku wieczorowi, pomimo że klasztor już był zbiegami napełniony, usłyszano pukanie do bramy. I xiądz Piotr Lassota z polecenia przeora dodany