rocze, a może tęskne przeczucie mówiło mu, że nie zostawi polonika i w ręce słabego Jana Kazimierza odda Jagiellońskie berło.
Bytność Władysława IV. złamanego chorobą, bezsilnego przed starością, jakąż przedstawia sprzeczność z odwiedzinami Jagiellończyka, którego kwitnąca otaczała rodzina i jasne nadzieje. Oba byli jakby uosobieniem przyszłości; — tu spokój i wesele, tam smutek i obawa, znękanie, boleść i straszne widma dnia jutrzejszego.
Już na szczycie Jasnéj Góry, wznosiły się poważne ściany nowego kościoła, kaplicy i klasztoru; u stop Jéj na miejscu, gdzie wytrysło źródło, wystawiono mały kościołek Ś. Barbary; z drugiéj strony jakby na straży stanęła kapliczka S. Rocha, z trzeciéj Ś. Jakuba. Kaplica obrazu Maryi rozszerzyła się i powiększyła znacznie, a z darów i skarbów przyzbieranych przez wieki, pomyślano o ulaniu srébrnych posągów, o ubraniu w czarny heban i srébro wielkiego ołtarza, na podnietę łakomstwa nowych Hussytów.
Władysław IV. po raz drugi jadąc za zwłokami żony, wstąpił popłakać w Częstochowie, ale jeszcze u boku jego stał pocieszyciel syn, którego mu wkrótce niebo odebrać miało. Piszą,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.