brała się za Krzysztoporskiego. Jeno się to stało, aż z innéj beczki poczęli, i do majątku mi się biorą. Majątek był wprost zaprzedany, ani się wywikłać; przeczyć swojéj robocie ignominia, kondyktu okazać niepodobna; na łascem został; Krzysztoporski goły, ona bez serca... Toczyła się jednak sprawa, toczyła i przegrałem ją naciągawszy się po sądach, natraciwszy zdrowia, spokoju i życia. Jużem i postarzał, a tylko mi córka została jedyną pociechą, bo i ubóstwo przyszło i późny żal, a przyjaciele jak wymiótł, przed biedą pierzchnęli wszyscy.
Krzysztoporski pamiętny sadła com mu zalał za skórę, zajadle na mnie powstawał, odebrawszy mi żonę, zagarnąwszy majątek, jeszcze na sławie mi szkodził; gdzie tylko mógł ujmował. Już tego daléj ścierpieć nie mogłem, bo srogi ból był w sercu i znowu wyzwałem go na rękę. Po długich ceregielach stanął, ale cóż? mnie z gniewu ręka drżała, on miał całą głowę i obciął mnie tylko. Wyleżałem, wykurowałem się, i z reszty pozostałéj majętności żyłem jakém mógł, a i córka podrastała. Choć mi się ciężko za mój afekt wypłaciła Konstancja, jeszcze dla niéj zostało jakieś w sercu uczucie jak do matki dziecięcia mojego, zresztą Bóg wie!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.
221