Tu dochodzą mnie wieści, że i ona nieszczęśliwa, Pan Bóg jéj oddał za moje. Krzysztoporski był w początku dobrym mężem, ale potém gdyby bisurman jaki obchodzić się z nią począł. Już jak to tam było, to było, a żal mi się zrobiło kobieciska; wielem przez nią wycierpiał, przecież miałem ją zawsze za żonę i anim myślał o innéj, choć wiek był potemu i trafiały mi się dobre partje, ale taki serce znarowione ciągnęło ku niéj. Jeden, drugi z sąsiadów zaczęli mi prawić dziwne rzeczy o losie pani Krzysztoporskiéj, aż mnie niecierpliwość porywała, ale myślę sobie z początku: a mnie co do tego? Jednakże z drugiéj strony, była to matka mojego dziecka. I tak i owak myślałem, rozbierałem, rzucałem się niewiedząc co począć, aż słyszę a tu już ją Krzysztoporski zamknął w domu i jak w więzieniu trzyma, że biedna kobiéta szaleje. Tu już i wytrwać było trudno: zebrałem ludzi, kilku ubogich krewniaków, uzbroiliśmy się dobrze, porachowali z czasem i nocką do dworu pana Krzysztoporskiego zajeżdżamy.
Kilkanaście lat było, jak jéj niewidziałem w oczy, a jednak mi cóś w piersi zatłukło, gdym pod dom podjeżdżał... Ciemno było i cicho, a
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.
222