Danaos et dona ferentes, choćby się lizał, niebardzo mu wierzyć. — Cóż to ja widzę! — zawołał rzuciwszy okiem na papier, — wszak ci to wyraźny rozkaz króla JMości zajęcia Częstochowéj. A co xięże przeorze, nie mówiłem żeście się źle wzięli, i że z téj beczki nie należało poczynać, otoż zbili nas z tropu! Skonwinkowali, jakem poczciw, patrzcie! stat czarno na białem, zająć Częstochowę! a co teraz poczniemy?
Wszyscy zdawali się mocno zafrasowani, tylko przeor się uśmiechnął.
— Bynajmniéj to nie konwinkuje, rzekł spokojnie.
— Wy się smiejecie, ojcze, a to Calamitas, bo niezaprzeczycie, że nas spędził ze stanowiska.
— Nie, kochany Mieczniku.
— Jak to? Mówicie, niéma rozkazu królewskiego, a on wam okazuje rozkaz jego, a w dodatku przysłał go in originali, chyba zażądacie żeby był w aktach grodzkich poświadczony!
— Juściż to prawda! — dorzucił pan Piotr — cale to nie moja rzecz; bić się to ale, a w te korowody z niemi wchodzić, nic potém. Każcie na każdy list ognia dać; posłańców niepuszczać, bo to wszystko szpiegi; traktacje wszelkie suspendować, i siec... taka moja rada.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.
248