— Dla czegoż panie Pietrze, nie mamy używać wszelkiéj broni godziwéj, jaka się trafia? — zapytał Kordecki, — i owszem słowami z niemi walczyć, mniéj się może krwi przeleje.
— Ba! ale nas temi chytrościami pokonają,.. pismo to niebezpieczna rzecz...
— Nie! panie Mieczniku, nie panie Pietrze, przy pomocy Bożéj i tego się nie ulękniemy.
— Ależ naprzykład tu, argument niepokonany, jak go zgryść?
— Bardzo łatwo.
— Przynajmniéj ja w pokorze ducha, niemożność uznaję, rzekł kłaniając się Zamojski.
— A taka rzecz prosta i jasna, mówił z uśmiechem przeor, wskazując na kartę. Częstochowa to miasto — Częstochowa, rozumiecie mnie; klasztor czyż niewiecie, że się zowie zawsze i wszędzie Jasną-Górą — po całym świecie słynąc nazwaniem Clarus mons. Niechże sobie Miller zajmuje Częstochowę, a Jasnéj-Góry mu niedamy...,
Ze wszystkich ust razem wyrwał się wykrzyk radosny i wesoły.
— Doskonale i wybornie xięże przeorze dobrodzieju! szlijmyż mu zaraz zwycięzką odpowiedź.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.
249