Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

sy, niebyłych klęsk, niewidzianego upokorzenia i niedoli.
Żaden z cudownych obrazów, których prawowierna Polska pełną była, nie wsławił się tak rozgłośnie i széroko, do żadnego miejsca nie płynęło tyle ludu. Jakkolwiek położona na pograniczu, wabiła Częstochowa pielgrzymów ze wszystkich dawnéj Polski krańców. Nawet reforma, co rozdzierając kraj na dwoje raz piérwszy i szarpiąc go na bojujące stronnictwa, zaród śmierci rzuciła w zdrowe jego ciało; nie potrafiła odjąć Matce Bożéj gorliwych czcicieli i oderwała tylko ostygłych, lecz goręcéj jeszcze przywiązała prawdziwe Jéj dzieci.
A ileż to wyrzeczeń się błędu, ile powrótów do wiary widział czarny ołtarz Bogarodzicy. Jakby po chwilowém obłąkaniu, kraj pod panowaniem Zygmunta III. począł znowu, rzekłbyś rozcięte ciało, pracować nad zrośnieniem się i zjednoczeniem; odszczepieńcy tłumami powracali na łono Kościoła, synowie odstępców wyrzekali się błędów ojcowskich, rodziny zdawna heretyckie po raz piérwszy uczuwały prawdę katolicyzmu. Zdawało się to rokować szczęśliwie; ale kraj, w którego łono padnie nasienie niewiary, co raz ostygnie i skosztuje owocu śmier-