Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.
265

bejmowała wszystko i przewidywała jak widzeniem przyszłości, to co się stać miało.
Jeszcze się szwedzi nie byli zgarnęli do usypanych naprędce pięciu swoich bateryi, z których żywy ogień postanowił Miller zwrócić na klasztor, w nadziei, że go zapali; a już po dachach wszystkich, po drewnianych budowach, ludzie, woda, haki, mokre opony, i stróżowie byli gotowi. Kordecki sam to wszystko przysposobił zawczasu. Miecznik spoglądając z podziwieniem i czcią, milczący stanął pod rozkazy przeora.
Jemu dostało się strzedz baszty i części kortyny północnéj, Czarnieckiemu dowództwo nad ludźmi ustawionemi na północo-wschodzie, Moszyński wziął wydział od wschodu, Skórzewski i Krzysztoporski od południa i południo-wschodu. Lud czerniał na murach dokoła; do dział gotowych, niewiasty, dzieci, xięża sami nosili kule, zataczali kamienie i drzewo. W dziedzińcach szybko wdziewano zbroje, opatrywano rusznice i szczęk oręża zewsząd słyszéć się dawał.
Tymczasem z rozkazu przeora, dla dodania serca żołnierzom, i jakby na urągowisko szwedowi, na górnéj wieżycy zabrzmiała mu-