Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.
266

zyka klasztorna, starą pieśnią wojenną — Boga Rodzica Dziewica.
Kto żyw z przejęciem wtórował, aż po okolicy rozległ się ten hymn i uderzył znowu uszy i serca polaków u szweda będących, którzy mu wtórować niemogli. Oni, niewarci już byli śpiewać; Bogarodzicy.
— Wszystko w pogotowiu! wołał Kordecki, ale nie nasza rzecz poczynać, czekajmy, niech szwedzi pierwsi się odezwą; pomnijmy że się im tylko bronimy.
I pieśń wśród ciszy rozlewała się daleko, wspaniale, jak rzeka srébrzysta; każdy stał w miejscu, spoglądał i czekał. W obozie szweda widać było ruch wielki, trąby i kotły zwoływały lud pod chorągwie, starszyzna przelatywała na koniach, hufce ściśnięte przechodziły na stanowiska, w baterjach świeżo posypanych celowano działa; Miller otoczony pułkownikami z xięciem Hesskim, Sadowskim i Wejhardem, stał na wzgórku i patrzał.
Pięć baterij w ciągu nocy przygotowanych, zagrażały Jasnéj-Górze: pierwsza naprzeciw samego klasztoru na dachy jego zdawała się wymierzoną, druga czterodziałowa daléj nieco ku Częstochowie posuniona była; trzecia największa