Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.
275

— Ja to tak mówiłem, półkownikowi, wskazał na Kalińskiego, że mógłbym sprobować. W twierdzy jest mój krewniak Wachler przy działach, wiem że jemu tam między polakami nie musi smakować, możnaby pogadać.
— Jakże się możesz do niego przybliżyć?
— Jak? rzekł uśmiechając się Purbach, ja tego jeszcze sam niewiem, trzeba nocą podkraść się pod mury na rozmowę. Wachler w namiotku koło dział, nocy ciemne; wiem trochę z któréj strony go szukać.
— Potrzebujesz pieniędzy? spytał kusząc Wejhard.
— A cóż bez nich zrobić? odparł ruszając ramionami niemiec.
— Noc ciemna, probuj, rzekł zbliżając się Wejhard, i dając mu kilka talarów: daj mi zaraz znać co uczynisz; o tém zas nikomu, ani x. Hesskiemu, ani starszyźnie twojéj ani słowa. Nagrodę sowitą będziesz miał odemnie. Wachler niech tak działami kieruje żeby nam nieszkodziły, niech powie gdzie mury są najsłabsze, z któréj strony przez furtkę wpuścić nas może do twierdzy. Jeśli-by załogi nie namówił do poddania, może działa pozagwożdzać i do nas ucie-