Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.
276

kać... Zresztą wiadomo o co chodzi... Idź i powracaj rychło.
Niemiec powoli przeliczył pieniądze łakomem okiem, pokiwał głową i znikł w ciemności podniosłszy zasłonę namiotu.
Noc była jesienna, choć oczy wykol, chmurna i wietrzna, tylko w obozie szwedów paliły się ognie rozpierzchłe, i mury Jasnéj-Góry z polecenia przeora, aby się pod nie nie skradali nocą nieprzyjaciele, gdzie niegdzie oświecone zostały; na wieży także wywieszony był wielki kaganiec, który zdala bardzo mógł być widziany, acz słabe światełko rzucał; miotał nim wicher i kiedy nie kiedy jak blada tylko, ukazywał się gwiazdeczka.
Nathan wyszedłszy z namiotu, schował grosz do skórzanego mieszka, podumał, obejrzał się i od Ś. Jakóba począł powoli podkradać ku górze. Kilka razy własne go straże wstrzymały, ale poznawszy puszczono daléj. Rzucił okiem na mury i widząc je oświecone, a ludzi nigdzie widocznych, wstrzymał się rozmyślając, jak sobie począć. Po chwili gdy nic nie gasło, a czas upływał, począł nie wprost już pod mury się zbliżać, ale powolnie kryć się za pagórki, za kłody drzewa popalonego, za cegłę kupami gruzów