i po tym mimowolnym ruchu domyślił się przeor, że ten wielki, barczysty olbrzym, płakał.
— Co ci jest Janasz? spytał troskliwie ojcowskim głosem przełożony.
— Co mi jest? nic! ojcze, nic! odrzekł żołnierz przybierając się do uśmiechu.
— Płakałeś?
— Ja? nie, nie...
— Nie kłam moje dziecko...
— Łzy te mi wilgoć i mgła wycisnęła.
— Nie oszukasz mnie przecie, co to ci jest? może ci czego braknie?
— Nie, ojcze kochany, powtórzył całując rękę przeora żołnierz, a chcecie całéj prawdy, ot tak cóś przyszło na myśl i człowiek jak kobieta poczuł łzy nim się ich zawstydał.
— Przecież nie wyszły ci z powiek bez przyczyny?
— Co mam przed wami taić, nie są to łzy gniewu, ani wstydu... Ot, wśród ciszy, wśród nocy, ten wiatr tęskno szumiący od gór naszych, od stepów z nad Theiszy, przyniósł mi wspomnienie mojego kraju, moich braci. Człek się całe życie włóczył po świecie i nigdy po za siebie nie obejrzał, a czegoś tak się tęskno zrobiło, tak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.
282