Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.
283

za swojemi ciężko! Niewiedzieć co! dzieciństwo. To ta baba wszystkiemu winna!
— Jaka baba? — zapytał Czarniecki niecierpliwie.
— A! żeby ją kula nie minęła, — rzekł Janasz odzyskując żołnierski obyczaj — jakeśmy się tu jeszcze przed piérwszem najściem przyrządzali do boju, ta żebraczka mi przepowiedziała że zginę...
— Wstydziłbyś się wierzyć na wiatr rzuconemu słowu! — ofuknął go Kordecki.
— Juściż zapewne, że to słowo, ale czegoż we mnie tak głęboko uwięzło, że się go pozbyć nie mogę.
— Pomódl się, i odpędź te myśli.
— Modlę się codzień, modliłem i teraz; a kiedy mi Pan Bóg dał spotkać was xięże Przeorze dobrodzieju, pozwólcież się o jedną łaskę prosić?
— No! coż to znowu za łaska! chętnie.
— Jeśliby mnie zabili.
— Porzućże to...
— No, ale nic nie szkodzi to przypuścić, wszakże chodzi to po ludziach; każcie mnie ojcze pochować gdzie na górze wysoko, żeby choć wiatr doniósł do mnie jaki głos rodzinny... i po-