dział że różnowierców nowéj fazy, a coż dopiéro o ateuszach mówić, sami kalwiniści i luteranie palili, wyganiali, prześladowali; mimo to jednak zaczepiony, tak był pewien swego, iż się wstrzymać nie mógł od wydania na jaw z sceptycyzmem i niewiarą. Wszystko u niego, czego palcem nie dotknął, było baśnią i przesądem, a tak daleko posuwał wątpienie, że niekiedy szału prawie dochodziło.
Można miarkować jakim być musiał moralnie, człowiek tak usposobiony umysłowie; cała nauka życia dla niego zamykała się w dwóch słowach: Rachuj i korzystaj. Na téj podstawie spoczywały jego zasady moralności. Złe i dobre, ślachetne i niepoczciwe, piękne i szkaradne nie czyniło na nim wrażenia żadnego, póki nie zmierzył go do potrzeby chwili, i nieporachował jakie skutki mieć może.
Takim był de Fossis, przyjaciel Wejharda, prawa ręka Millera, człek zresztą wyćwiczony w swojém rzemiośle, dowcipu niemałego, a w obejściu rzadkiéj łatwości; i nie dziw, nie miał czegoby bronił, prócz niedowiarstwa, reszta przekonań i czynności była dlań obojętna. Za prawidło miał: nie mięszaj się w cudze sprawy, każdy sobie, każdy dla siebie. I szło mu dobrze,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.
289