późniejszych, bo była przykładem, bo wskazywała możność tego, o czém nikt wprzódy, krom Radziejowskiego, nie pomyślał — wyrzeczenia się Króla swego, złamania przysiąg, poddania się dobrowolnego najedzcy bez praw, bez żadnego związku i sympatji z Polską, przychodzącego nią zawładnąć.
Jan Kazimierz zwątpiwszy o królestwie, którego synowie na piérwszym wstępie, kropli krwi nie przelawszy, przeszli w szeregi napastnika, z tęskném sercem i uczuciem swéj bezsilności, ustąpił do Krakowa, ale i tu nie było się czém bronić. Męztwo Stefana Czarnieckiego i garści jego towarzyszów, nie mogło ocalić stolicy, a naraziło drogi ten klejnot na zniszczenie; więc z Krakowa, Król wygnaniec, na Spiż odjechał; a Kraków, bronił się jeszcze sił ostatkiem i potężniejszą od sił swych, nadzieją.
Ostatni sprzymierzeniec Polski katolickiéj, płatny jéj przyjaciel Chan Tatarski, co dziś Chmielnickiemu, jutro służył hetmanom, widząc rozgrabiony kraj, zalane prowincje, a Króla na wygnaniu, poszedł w swe stepy czekać a patrzeć na kogo miał napaść, z kim wojować. Dla niego wszyscy niewierni byli równi; lepszy tylko kto płacił.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.