Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.
294

panienko, może wam w czém posłużyć, może wam czém pomódz?
Dziękuję ci staruszko, — odpowiedziała Hanna z miłym uśmiéchem, wdzięcznym głosem, którego stara słuchała jakby w zachwyceniu, — nic mi nie potrzeba, wyszłam tylko, bo tam nój dziad z xiędzem Piotrem rozmawiają po cichu, niechcę im przeszkadzać. A tyś matko tutejsza?
— Tutejsza! moje złote jabłuszko, mój kwiateczku różany, moje słoneczko jasne — biédna żebraczka i sługa Matki Boskiéj.
— Więc ci może jałmużny, albo chleba?
— O! nie — nie — odpowiedziała szybko stara i po chwili poprawiła się — tak, tak — chleba — drobny, mały kawałeczek chleba, jeśli łaska twoja mój śliczny aniołeczku...
Hanna pobiegła szybko, i wróciła z chlebem do staréj, a gdy się zbliżyła do niéj, drżały Konstancji ręce i chwyciła gwałtownie dłoń Hanny, białe jéj paluszki do ust cisnąc z wdzięcznością, jakby ten chleb życie jéj dawał, jakby go rok nie jadła.
Hanna aż zapłonęła wzruszona cała, sama niewiedząc czemu to nagłe żebraczki ku niéj zbliżenie, jéj łzy, jéj uczucie, onieśmieliły ją i zmięszały; wychwyciła rękę.