Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.
314

Wycieczka biegła coraz żywiéj do foss i fórty, bo za nią rozbudzony obóz cały, ruszał się, kupił, opamiętywał i gonił. Miller ze snu się porwawszy skoczył na konia z Hornem i ufny w swoją siłę, poznawszy że to robota klasztorna, pędził za wycieczką. Zatrzymał go namiot półkownika de Fossis, którego chciał zbudzić by działa na śmiałków wymierzono — de Fossis leżał we krwi swéj się brocząc. Generał za głowę się pochwycił.
— Ognia, ognia! krzyczał, ale dwa działa, które szkodzić mogły uciekającym, zagwożdzone były śmiertelnie. Horn który jak Miller niecierpliwił się i oburzał tém zuchwalstwem garści ludu, puścił się konno naprzód, pomimo ciemności i zawałów, i z podniesioną szablą mierząc na wodza; gdy któryś z ostatnich i już minionych polaków przyskoczył i ciął go silnie kosą w piersi. Horn zachwiał się, chwycił oburącz, i upadł z koniem razem, postrzelonym jednocześnie.
Miller nadbiegł gdy już leżał na ziemi i zatrzymał się wściekły niemogąc rzec słowa, drżący od gniewu, zdumienia i jakiegoś panicznego strachu, który uczuł widząc ulubieńca silnie rannego.
Krzyknął dając rozkaz ścigania, i rozporzą-