rzeniem miał pobić — niemogąc dłonią. Reszta znużona, stała i leżała na ziemi, raczéj niewolników, niż posiłku mając postać. W zamięszaniu ranném, rozkazał Miller prowadzić ich ku górze i wyznaczyć robotę, ale około południa znać mu dano, że Olkuscy górnicy, opierają się i nie chcą miny rozpoczynać.
Sądząc, że to tylko niewyrozumienie jakie, lub trudność w robocie, posłano do nich polaka aby się z niemi porozumiał. Był to pan Kuklinowski, chętny służka szwedów.
Zastał ich otoczonych żołnierzem na ziemi leżących, z pospuszczanemi głowami, tylko starzec ciągle na kiju sparty o swéj sile się trzymał, i na wodza wyglądał.
— Ho! do roboty! rozpoczynajcie górę! zakrzyczał Kuklinowski.
— Albośmy to szwedzi, czy zdrajcy jak ty, zawołał oburzony starzec, żebyśmy mieli na Matkę Najświętszą ręce podnosić.
— Co! jak to?
— A! tak ci to, — żywiéj jeszcze rzekł stary, — chcecie nas pozabijać to pozabijajcie sobie, lepiéj zginąć od was, niż w piekle gorzeć przez wieczność; nie będziemy robić i po wszystkiem.
Kuklinowski spójrzał i szybko odjechał, da-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.
319