Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.
324

a nigdy może męczeństwo nie było zniesione duszą silniejszą, stalszym umysłem. Szwedzi nieczekając zarzucili pętlę na belkę i uwiązawszy stryczek do szyi Jana, podnieśli go... Oczy wszystkich spoczywały na nim — Kordecki zdala stał na murze i odmawiał wieczorne modlitwy za umarłych, dając mu rozgrzeszenie.... bo widział i czuł że człowiek ten za swoję wiarę umiera.
W chwili gdy petla szwedzka zadrgała na szyi górnika, wszyscy jego bracia rzucili młoty o ziemię, i bicie żołnierzy niepotrafiło na nich wymódz roboty. — Gińmy jak on! gińmy jak on! wołać zaczęli.
Szwedzi patrzali na to w głupiém podziwieniu — dla nich było to niepojętém; jeden tylko litościwszy odciął nieszczęśliwego wisielca, którego ciało upadło bezwładne na ziemię. Olkuszanie rzucili się twarzą na kamienie i płakali.
Tak minął cały dzień prawie i plagi szwedzkie nie mogły ich do roboty przymusić; znękani, zbici, gwałtem parci, dopiero dni następnych znużeni, na siłach upadłszy, poczęli robotę, ale tak niechętną!, tak ciężką, tak łzawą i smutną, jakiéj jeszcze świat nie widział.