Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.
345

począł, unosząc się pan Miecznik, — temu prawu posłuszni, czyniemy cośmy powinni!
— A to też z uwielbieniem patrzymy wszyscy, — rzekł Kaliński — na stracone usiłowania wasze i daremną pracę!
— Dla czego daremną? — spytał pan Czarniecki — nic nie jest daremnego, zda się choć dobry przykład.
— Daremną, — powtórzył Kaliński — bo stoicie ślachetnie przy sprawie zgubionéj, jak Kato.
— Czyjaż to sprawa zgubiona? — posępnie spytał Kordecki, — sprawa Boża i sprawiedliwości?
— Nie śpierajmy się xięże przeorze, — zawołał Kaliński zawsze słodko i przymilająco — lecz pozwólcie mi mówić: wy oddawna zamknięci w klasztorze, oddani modlitwom, zagrzebani w pobożnéj kontemplacji Boga, nie wiecie i nie widzicie co się w koło was dzieje. Dla was bieg rzeczy ziemskich jest obcy, my cośmy się do niego wmięszali, co z tym potokiem płyniemy, jaśniéj widzimy stan Polski i inexorabile jéj fatum. Tak! potrzeba się rozstać ze słodką myślą wierności Janowi Kazimierzowi, bo Jan Kazimierz Polskę zgubił i gubi....
Zamojski wzdrygnął się, ale nie przerwał.