z Krakowa: Róbcie co się wam zda lepiéj. Jakoż miljony, cały naród uznał się swobodnym od przysięgi. I dziś może być heroizmem, ale jest szaleństwem stać przy Janie Kazimierzu, który już królem nie jest de facto i de jure. Szanuję to obłąkanie, ale go podzielać nie mogę.
— Obłąkanie! szeptał chodząc Czarniecki, gadzina, gadzina! a jak słodko argumentuje! niepoczciwe licho!
Kordecki wstrzymywał się widocznie.
— Niechcę być doradzcą, z westchnieniem mówił Kaliński, bo rady odrzucacie choć z serca pochodzą, ale w obec tego co się dzieje, inaczéj jak rychłego poddania radzić wam się nie godzi. Jedni, nie zwyciężycie wszystkich, Król Karol Gustaw, którego sobie malujecie jakąś straszną poczwarą, obiecuje dla Polski być ojcem; wszystkie prawa wasze potwierdza, wszystkie zachowuje swobody; katolickiéj wiary niszczyć nie myśli, nie prześladuje, owszem na równi z własną opiekować się nią przyrzeka. Kto wie czy dla nas nie nawróci się jak Jagiełło? Jego zamiary względem Jasnéj-Góry są ojcowskie; nie opanować ją, ale bronić jéj pragnie; chce ją umocnić załogą. Jeśli zniszczoną zostanie, wy sami tylko temu winni będziecie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.
349