Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/351

Ta strona została uwierzytelniona.
351

ski, — nie poważy się go przestąpić Miller, do jednéj rzeczy mógłby się tylko przypytać, do dzwonów, miedzi i spiżu, ale i to mu zapłacić można, porozumiawszy się z dowódzcą artyllerji: to jego sprawa i zarobek.
— A bezpieczeństwo osób? — coraz więcéj ośmielony milczeniem Kordeckiego, spytał Skórzewski.
— O! za to ręczyć mogę, — odparł Starosta, — z resztą optare z dwojga złego, mniejsze zawsze wybrać należy. Szwed wchodząc jako przyjaciel inaczéj, jako wróg inaczéj sobie postąpi; rozjątrzony, szturmem biorąc twierdzę, nic oszczędzać nie będzie.
Niektórzy zadrżeli ze strachu, starosta korzystał z usposobienia.
— I gdyby chciał, — rzekł, — to żołnierza nie utrzyma, skoro rozjadły na mury, a przez mury do twierdzy wpadnie... O! naówczas biada wam, bo wściekły będzie i mściwy, a dość go rozdrażniliście.
— Ale wy panie Starosto, przerwał Moszyński, co macie ucho łaskawe u niego, czy nie moglibyście...
Kordecki cierpiał i słuchał, zdawał się twarzą nie przeciwić tym mowom, jakoby ludzi