Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/353

Ta strona została uwierzytelniona.
353

stawa? Wierzcie jeźli chcecie, że zginąć musiemy, ale Bóg silniejszy jest nad wszystkich, Bóg zwycięztwa, Bóg siły! i sprawiedliwości. Karze ale się lituje Bóg. Wygnańcy wracają, padają zwyciężcy. Nie cieszcie się zawcześnie; obietnice szwedów wielkie, — patrzcie ich owoców. Z przysięgi nikt nas nie może rozwiązać krom śmierci, nie jesteśmy i nie będziemy poddanemi Karola Gustawa, króla obcéj nam wiary i nieprzyjaciela naszéj... A! panie starosto, żal mi cię, bo to tylko widzisz, co cię z blizka otacza, a ślepy jesteś na resztę. Podnieś się a spójrz w świat i Polskę z myślą Bożą, — inaczéj i jaśniéj zobaczysz...
To rzekłszy i wstrzymując wybuch pobożnego gniewu, który go przejmował, Kordecki jął żegnać Starostę, aby się pozbyć gościa co siał przestrach i zwątpienie.
— Zmierzcha, rzekł, powrót z twierdzy do obozu, mógłby być niebezpiecznym po nocy, zatrzymywać zaś przez noc nie śmiemy, bośmy tu oblężeni, ściśnieni i nie mielibyśmy czém przyjąć godnie tak znakomitego gościa.
Kaliński chwycił za czapkę oglądając się do koła po twarzach i śledząc skutków, jakie sprawiła mowa jego, lecz pożegnany szybko odejść