raz siły i dobroci razem, który oznajmuje, wielkich mężów, zawsze gotowych do boju i pewnych dotrwania. Widać było, że często igrał na nich uśmiéch łagodny; że rozkazując umiały rozkaz ten uczynić miłym, a w potrzebie nieodwołanym i strasznym tą potęgą woli niezłomnéj, któréj nikt wytłumaczyć nie potrafi, a wszyscy słuchać muszą. Takim był xiądz Kordecki; postać poważna z siwiejącym włosem i długą na piersi spływającą brodą, w chwilach codziennego żywota; — lecz ktoby go widział na modlitwie, nie poznałby może, tak go zmieniało podniesienie ducha ku Bogu, tak rozjaśniało się i świetniało oblicze jego. Inny to naówczas był człowiek, i grom dział nie byłby go zbudził, chociaż szmer cichy ust ludzkich, odzywających się dziś łagodnie, wnet od Boga ściągał myśl jego ku ziemi, gdy się tu czuł potrzebnym. W powszedniém obejściu nikt dziwniéj połączyć nie umiał surowości z łagodnością, dwóch na pozór sprzecznych sobie przymiotów; nikt dzielniéj nie przekonywał, nikt silniéj nie pociągał nad niego, nikt potężniéj nie gromił. Wymowa jego nie szukała w szacie powierzchownéj, w dobranych słowach i wyszukanych postaciach, środków trafienia do serca: natchniona, zawsze pew-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.