na była siebie i wyrażała się prostemi słowy, z duszy idącemi do duszy. Był to ów mąż ewangelicznych czasów, który częściéj prostą przypowieścią trafiał do przekonania, niż wielkiemi wyrazy; on może jeden wśród deklamującéj Polski, mówił najsilniéj ze wszystkich, choć od wszystkich prościéj. Wielkiéj jak dusza jego pokory, umiał ją połączyć z powagą zwierzchnika i oddzielić człowieka i grzesznika, od przełożonego i pastérza swéj trzodki. Nikt w nim skazy dumy nie postrzegł, a przecież na widok jego uchylały się głowy, jak przed niepojętym urokiem wyższości. Dość było by przemówił, wnet ciągnął serca ku sobie, uginał twarde przekonania, miękczył zatwardziałych, rozbrajał gniewnych; nie jedno pojednanie, nie jedno nawrócenie, należało już do zasług jego.
Wiek XVII był jeszcze zaprawdę u nas, wiekiem szczeréj i głębokiéj wiary, ale w nim nawet mało było ludzi Kordeckiemu podobnych. Nie celował on jako teolog uczony, i chętnie sam się nazywał nieukiem; ilekroć razy przecie najzawikłańszą kwestją rozwiązać było potrzeba, szedł po słowo jéj do serca swego, a ta skarbnica chrześcijańska zawsze mu je dostarczyła. Rozum jego, rzec można, słynął przez serce, prze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.