Przeor okiem je badał, nie spiesząc z otwarciem; potém zwracając wejrzenie na zakonnika, spytał go powolnie:
— Słychać co nowego ojcze?
— Nie, jedno i jedno.
— Zawsze źle?
— Bogu to wiadomo co złe, a co dobre — odparł Lassota — nam tylko, że cierpiémy.
— Masz słuszność bracie — żywo zawołał Przeor — poprawiłeś niebaczne słowo moje, dziękuję ci za to.
— Ja! — podchwycił rumieniąc się xiądz Lassota, ja, śmiałbym...
— Tak jest, tak — kończył Kordecki — Bóg wie co nam daje, a nam z Jego ręki przyjmować należy z dziękczynieniem. Ot, tak, wyrwało mi się to źle z pospiechu, którego mi żal szczerze. Trudnoż bo nie zaboléć.
To mówiąc westchnął.
— Kto wam oddał listy?
— Jeden z nich od posłańca z Radziątka, drugi przywiozł z sobą pan Paweł.
— Pan Paweł przyjechał?
— Tylko co przybył, wysłany jak mówił od Kasztelana.
— Gdzież jest?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.